Szkoła Rodzenia


Szkoła Rodzenia Katowice Chorzów Będziemy Rodzicami
Katowice os. Tysiąclecia, ul. Zawiszy Czarnego 7a, tel: 794 700 772, mail:
PRZYJMUJĄC NOWE ŻYCIE

Helena Fiuk - położna, instruktorka Szkoły Rodzenia




Wchodzi uśmiechnięta, oczekiwana przez młodych rodziców. Ciepłe spojrzenie spod jasnej grzywki, wysportowana sylwetka. Wysłuchuje relacji zaniepokojonej matki o najczęstszej przypadłości noworodków, kolce. Spokojnie bierze oseska, przytula do piersi i delikatnie klepiąc plecki pokazuje, jak sprawić dziecku ulgę ("banieczki gazów rozdrabniają się w ten sposób"). Wprawnym ruchem kładzie dziecko na swoich kolanach. Maleństwo dobrze czuje się w jej pewnych dłoniach. Przenosi dziecko na przewijak, sprawdza buzię i ciałko niemowlęcia, rzuca okiem na przygotowane kosmetyki w koszyku, pokazuje, jak wacikiem na patyczku przemywać pępek dziecka. Na koniec kładzie do łóżeczka, otula, głaszcze. Dziecko posłusznie zasypia. Teraz pani Helena Fiuk, położna środowiskowo-rodzinna, może zająć się młodą mamą, czy porozmawiać z obojgiem rodziców, uspokoić ich lęki i obawy.

Wielu debiutujących rodziców zna panią Helenę ze Szkoły Rodzenia "Będziemy Rodzicami" w Katowicach, której jest właścicielką i instruktorką. Jej adres, wraz z informacjami, zdjęciami i filmem, znaleźli w Internecie. Szkoła ma logo, które wymyślił Maciej Paździor, malujący poeta i śpiewający grafik. Rysunek symbolizuje rodzinę w jej wzajemnym nachyleniu ku sobie, w czułości.

- Dobrze zapamiętałam spotkania ze wspaniałym człowiekiem, prof. Włodzimierzem Fijałkowskim, i jego słowa o "nowym ojcostwie" - wspomina pani Helena. - Moje zajęcia w szkole rodzenia mają pomóc nie tylko w narodzinach dziecka, ale także macierzyństwa i ojcostwa młodych par. Kiedyś mężczyźni musieli sami uczyć się ojcostwa. I albo na pewnym etapie ( zazwyczaj kiedy dziecko było większe) nauczyli się, albo i nie... Szkoła rodzenia przygotowuje między innymi do wspólnego porodu. Ani jeden ze znanych mi mężczyzn nie powiedział potem, "po co ja tam byłem". Wszystko rodzice przeżywają razem. Tam dojrzewa troska o żonę i dziecko. Jest zachwyt, wdzięczność i szacunek wobec żony. Tata uczestniczący w porodzie opowiadał mi, że potem przez całą noc czuwał, patrzył, czy dziecko oddycha. To już jest ojcostwo! Wielokrotnie w sekrecie zwierzały mi się panie, że ich związek wcześniej przeżywał kryzys czy nawet rozpadał się. Przygotowując się na przyjęcie dziecka w szkole rodzenia, na nowo zbliżyli się do siebie, a wspólny poród umocnił ich więź.

Świeżo upieczony tato Jacek opowiada: - Zawsze, kiedy wracaliśmy z żoną ze Szkoły Rodzenia, dyskutowaliśmy. W domu "odrabialiśmy lekcje". Żona powtarzała ćwiczenia. Razem, na dużym misiu, doskonaliliśmy umiejętność zakładania pampersów. Według wskazówek kompletowaliśmy wyprawkę. Potem przyszedł ten moment... Moja żona zadziwiła mnie podczas porodu, była taka dzielna! A ja odciąłem pępowinę...

Pani Helena, jako położna w szpitalu, nie wyobrażała sobie kiedyś obecności ojca na sali porodowej. Teraz widzi, że tak jest dobrze, że należało do tego dążyć. To ogromna zasługa zmarłego Profesora.

Spotkanie z bólem

Z dwunastego piętra wieżowca o nazwie "kukurydza" na katowickim Osiedlu Tysiąclecia roztacza się rozległy widok. Linia zieleni na horyzoncie, bliżej budynki, sylwetka kościoła.

- Widzi pani, ile stąd widać nieba? - pokazuje pani Helena. - W nocy często w okno świecą mi gwiazdy i przesuwa się wielki księżyc.

Po drugiej stronie budynku, za ulicą Chorzowską, jest ogromny Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku. Tam można spotkać panią Helenę biegającą w dresie lub jadącą rowerem. Tak relaksuje się i podtrzymuje kondycję.

Inną formą relaksu jest dobra książka lub robótka na drutach. Widać już rozłożone na oparciu tapczanu dwie części pasiastego swetra.

- Przyda mi się ciepły golf na narty - uśmiecha się pani Helena. I zaczyna opowiadać. - Moja mama bardzo odradzała mi wybór zawodu położnej. "Dziecko, mówiła, będziesz pracowała po dwanaście godzin i ciągle spotykała się z cierpieniem, z bólem!". Bo ja już w przedszkolu marzyłam, że zostanę pielęgniarką. Mieliśmy wykonać rysunek na temat "kim będziemy w przyszłości". Przyjaciółka z tych czasów do dziś tę moją pokracznie narysowaną pielęgniarkę pamięta! W domu ucinałam kaktusowi długie kolce i robiłam misiom i lalkom zastrzyki.

Uczyła się dobrze. Na prośbę mamy ("zastanów się jeszcze!") poszła do liceum. Po maturze zdała na położnictwo.

- Pierwsza praktyka była w szpitalu w Rzeszowie, na oddziale onkologicznym. Leżał tam staruszek w ciężkim stanie, z okropnymi odleżynami. Karmiłam go, lubił mnie. Kilka dni po zakończonej praktyce przyśniło mi się, że mój podopieczny kieruje wozem zaprzężonym w konia. Popatrzył na mnie i tak ładnie się uśmiechnął: "No, siostrzyczko, już jest mi dobrze, jest mi wspaniale". Dowiedziałam się potem, że zmarł. Tak, rzucono nas na trudne oddziały, do prawdziwie chorych, cierpiących pacjentów. Część koleżanek wtedy zrezygnowała.

Pielgrzymkowe doświadczenia

Wypoczynek podczas urlopu to najczęściej pielgrzymki do sanktuariów. W Lourdes patrzyła na pielęgniarzy pchających wózki z chorymi i niepełnosprawnymi. Widziała przemarsze niezliczonej ilości wózków. I tylu opiekunów, nieraz też wolontariuszy. Cieszyła się, że tak wiele osób chce robić to, co zawsze było jej pragnieniem: pomagać chorym, cierpiącym.

Niedawno była w Fatimie. Wieczorem ruszyła procesja ze śpiewem i świecami. Nagle usłyszała za sobą głosy. Powstało zamieszanie, wołano doktora. Okazało się, że jakaś skośnooka kobieta dostała ataku padaczki. Pani Helena ze zgrozą zauważyła, jak nieprofesjonalnie ktoś postępuje z chorą, wywołując kolejny atak. Oddała swoją świecę koleżance i ruszyła z pomocą.

- Na szczęście mnie posłuchali i udało się pomóc. Nasz przewodnik, ksiądz, widział wszystko z daleka. "Zyskała tu pani pierwsze punkty!" - żartował potem. A ja wtedy tam przypomniałam sobie pierwszy odbierany przeze mnie poród. Rodziła kobieta z padaczką. Instruktorka trzymała pacjentkę, a ja przyjmowałam dziecko.

Najwięcej przeżyć dostarczyła jej pielgrzymka do Ziemi Świętej. Była w wielu miejscach. I tam, gdzie narodził się Pan Jezus, tam, gdzie nauczał i gdzie umarł.

- Teraz zupełnie inaczej słucham Ewangelii, przeżywam Mszę i święta kościelne. Przymykam oczy i widzę te miejsca. Jestem tam, jestem całkiem blisko.

A ta bliskość pomaga. Pani Helena namawia rodziców wierzących, aby przekazywali dziecku całe bogactwo wiary i wartości religijne.

- Czasy są trudne, pełne zagrożeń. Z wiarą łatwiej pokonać życiowe trudności. Takie jest moje doświadczenie.

Ciągle trzeba się uczyć

Lubiła swoją pracę w szpitalu bytomskim. Chciała do niej wrócić po urodzeniu drugiego synka.

- Przyjechała do mnie mamusia, by pomóc mi opiekować się dzieckiem. Zauważyłam u niej guz. To była ziarnica złośliwa. Musiałam zaopiekować się i nią, i dzieckiem. Nie podjęłam żadnej pracy. Towarzyszyłam mamie do ostatnich dni życia.

Był to jednak czas, kiedy brakowało etatów w szpitalach. Złożyła podania i czekała. Po pół roku zadzwonił telefon, że potrzebna jest położna do szkoły rodzenia przy przychodni.

- Wybrano mnie spośród wielu, jak się okazało. Zawsze, kiedy wspominam początki, czuję dreszcze. Były trudne. Lubiłam praktykę w szpitalu, a tu nagle przypadła mi rola wykładowcy i instruktorki ćwiczeń. Uczyłam się. Siadałam w sali gimnastycznej, rozkładałam materace i mówiłam głośno. Kiedyś przełożona weszła: "Do kogo ty tak mówisz?"... Perswadowałam sama sobie: "Powolutku, dasz radę"... Teraz myślę, że dobrze się stało. Mąż z racji swojej pracy musiał ciągle wyjeżdżać, a ja miałam więcej czasu dla dzieci. Skończyłam wiele kursów, mam certyfikaty. Od czternastu lat prowadzę szkołę rodzenia. Czwarty rok - prywatnie, kiedy NFZ przestał finansować szkołę przy przychodni. Zmusiły mnie do prowadzenia same mamusie, które nie mogły przecież czekać.

Lubi poniedziałki

W pokoju na fotelu siedzi lalka - niemowlak w śpioszkach.

- Na zajęciach będziemy ją kąpać - śmieje się pani Helena. - To zajęcie na początku stresujące rodziców.

Po odbytym kursie rozmawialiśmy z mężem, jak to dobrze, że się na niego zdecydowaliśmy. Pani Helenka wyłożyła wszystkie kwestie w niezwykle przystępny sposób. Uwrażliwiła nas na istotne problemy i podała mnóstwo prostych sposobów na radzenie sobie z trudnościami. Poczuliśmy się o niebo pewniej w nowej roli. Możemy liczyć na słowa otuchy w chwili zwątpienia i zdroworozsądkowe podejście, bardzo służące, nierzadko rozhisteryzowanym, rodzicom. Ewa, Mariusz i Hania W Księdze Szkoły Rodzenia jest wiele podobnych wpisów.

- Wszystkie tematy w szkole tworzą całość wiedzy, którą chcę przekazać młodym, jako mama dorosłych już synów i jako położna - tłumaczy pani Helena. - Oprócz tego odbywamy różne ćwiczenia na materacach, z piłkami. Mamy też filmy instruktażowe. Po porodzie utrzymuję zazwyczaj kontakt telefoniczny i osobisty z moimi podopiecznymi.

Pani Helena uśmiecha się: - Lęk nikogo nie omija. Byłam już położną, pracowałam na oddziale noworodkowym, a kiedy przyniosłam do domu mojego synka i położyłam w łóżeczku, pomyślałam sobie: "To moje dziecko. O Boże, jaki on malutki!". Każdy noworodek to niespodzianka, maleńkie cudo.

- Życie przynosi wiele lęków - zauważa pani Helena. - Znam młode mamy, które w dniu porodu traciły pracę. I jeszcze niedostatek, wysokie kredyty na mieszkanie lub jego brak... Każda rodzina jest inna. Cenię sobie te relacje. Wiele razy i ja uczę się od młodych. Cieszę się, gdy spotykam rodziców radosnych, szczęśliwych, mądrych, pięknie przeżywających narodziny swego dziecka. Jestem dumna, że tacy są. Moja praca daje mi tyle satysfakcji, że nawet zmęczenie jest radosne. Dlatego ja lubię poniedziałki!

Ewa Babuchowska


katowice szkoła rodzenia Siemianowice Śląskie Świętochłowice Chorzów

Copyright © 2007 Szkoła Rodzenia "Będziemy Rodzicami" Chorzów, Katowice, Bytom , Świętochłowice. Wszelkie prawa zastrzeżone. Projekt dhsolutions.pl